Jak wykazały nowe badania, dla gatunków sklasyfikowanych jako wymarłe w środowisku naturalnym, ogrody zoologiczne i botaniczne, w których ich losy wiszą na włosku, są równie często przedsionkami do zapomnienia, jak i bramami do odbudowy.

Od 1950 roku wyginęło 11 gatunków
Odrodzenie tych często jednocyfrowych populacji napotyka na te same wyzwania, które doprowadziły te gatunki na skraj wyginięcia, w tym brak różnorodności genetycznej. Jednak bez działań ochronnych, jak twierdzą eksperci, szanse na przetrwanie tych gatunków byłyby jeszcze mniejsze.
Według wyników badań od 1950 roku prawie 100 gatunków zwierząt i roślin, które wyginęły w wyniku polowań, zanieczyszczeń, wylesiania, inwazyjnych form życia i innych czynników powodujących wymieranie, zostało objętych krytyczną opieką naukowców i obrońców przyrody.
Chociaż kategoria „wymarły w środowisku naturalnym” została dodana do wzorcowej Czerwonej Listy Gatunków Zagrożonych dopiero w 1994 roku, termin ten mógł dotyczyć wszystkich tych gatunków.
Według dwóch badań opublikowanych w zeszłym tygodniu w czasopismach Science i Diversity, spośród tych gatunków, które znalazły się na krawędzi, 12 udało się w pewnym stopniu przywrócić do środowiska naturalnego.
Jednak kolejnych 11 odeszło w zapomnienie, podobnie jak dinozaury, dodo i dziesiątki drzew z wysp Pacyfiku, których delikatne kwiaty już nigdy nie uświetnią naszej planety.
Utrata różnorodności biologicznej osiągnęła rozmiary kryzysu, jakich nie widziano od czasu, gdy 66 milionów lat temu w Ziemię uderzyła błędna asteroida o średnicy Paryża, która zniszczyła dinozaury lądowe i zakończyła okres kredy.
Było to jedno z pięciu tzw. masowych wymierań w ciągu ostatniego pół miliarda lat.
Naukowcy twierdzą, że działalność człowieka wpędziła Ziemię w szóste, w którym gatunki znikają od 100 do 1000 razy szybciej niż normalnie.
Istnieją realne możliwości zapobieżenia wyginięciu i przywrócenia do środowiska naturalnego wcześniej utraconych gatunków i musimy je wykorzystać – stwierdził międzynarodowy zespół 15 autorów.
Od 1950 roku wyginęło 11 gatunków, które były pod naszą opieką.
Inne badanie opublikowane w zeszłym tygodniu w Current Biology – dotyczące wielkiego wymierania 252 milionów lat temu, które unicestwiło 95 procent życia na Ziemi – wykazało, że przyspieszona utrata gatunków poprzedziła szersze załamanie ekologiczne.
Obecnie być może tracimy gatunki w tempie szybszym niż w przypadku jakiegokolwiek wymierania na Ziemi w przeszłości – powiedział AFP główny autor Yuangeng Huang, badacz z Chińskiego Uniwersytetu Nauk Geograficznych.
Nie możemy przewidzieć punktu krytycznego, który spowoduje całkowite załamanie się ekosystemów, ale jest to nieunikniony wynik, jeżeli nie odwrócimy utraty różnorodności biologicznej.
Ostatnie sukcesy w ochronie przyrody, niektóre z nich są heroiczne obejmują żubra, który kiedyś przemierzał całą Europę.
W latach 20-tych XX wieku ich liczebność była już tak ograniczona, że ocalałe osobniki zebrano do ogrodów zoologicznych, a w Polsce rozpoczęto program hodowlany.
Po ponownym wprowadzeniu do środowiska naturalnego w 1952 roku, te szerokonose bestie rozkwitły i nie są już uważane za zagrożone wyginięciem przez Międzynarodową Unię Ochrony Przyrody (IUCN), która prowadzi Czerwoną Listę.
Czerwone wilki w Ameryce Północnej, dzikie konie w Azji Środkowej i zamieszkujący pustynię oryks arabski powróciły dzięki pomocy człowieka.
Tak samo jak największy żółw lądowy na świecie, pochodzący z wyspy Espanola na Galapagos.
W latach 70. ubiegłego wieku Chelonoidis hoodensis został zjedzony doszczętnie. Czternaście ocalałych osobników zostało usuniętych i przeniesionych kilkadziesiąt lat później na inną wyspę, gdzie ich liczba rośnie.
Kategoria pomijana
Żółwie olbrzymie Pinta na sąsiedniej wyspie Galapagos – jeden z 11 gatunków wymarłych w naturze, którym nie udało się przeżyć – nie miały tyle szczęścia.
Po półwieczu życia jako jedyny ocalały przedstawiciel swojego gatunku, 75-kilogramowy (165-funtowy) samiec znany jako Samotny George zmarł w 2012 roku.
Inne stworzenia, które nigdy nie wyszły z intensywnej terapii, to m.in. miodożer hawajski, drobny ptaszek zniszczony przez przenoszoną przez komary malarię ptasią, ostatnio widziany w 2004 roku; słodkowodny sum Catarina z Meksyku, bezskutecznie przenoszony do niewoli, gdy jego rodzime środowisko wyschło z powodu wydobycia wód gruntowych; oraz pięć rodzajów ślimaków na Wyspach Towarzystwa, które padły ofiarą inwazyjnego mięsożernego kuzyna.
Co zaskakujące, badania wykazały, że gatunki, które przetrwały tylko w kontrolowanych środowiskach, znajdują się w swoistej pułapce ochronnej.
Jest to przeoczona kategoria – zauważają badacze.
Mimo że gatunki wymarłe w środowisku naturalnym są uważane za najbardziej zagrożone, nie są oceniane w ramach procesu tworzenia Czerwonej Listy.
W dużej mierze zignorowaliśmy zakres i zróżnicowanie ryzyka wyginięcia właśnie tej grupy gatunków, za które człowiek jest najbardziej odpowiedzialny – dodali.
Spośród 84 gatunków, które mają obecnie taki status, prawie połowa nie skorzystała z prób ponownego wprowadzenia ich do środowiska naturalnego. Większość z nich to rośliny, co sugeruje, że możliwe jest nastawienie na reintrodukcję zwierząt, co może nie być do końca uzasadnione naukowo.
Na ostatnim Światowym Kongresie Ochrony Przyrody w 2020 roku, IUCN wezwała do przywrócenia gatunków wymarłych w środowisku naturalnym do 2030 roku.
Źrodło: AFP