Już zawsze będę Nafciarzem i nie mówię do widzenia, tylko do zobaczenia – mówi Damian Rasak po odejściu z Wisły Płock. Zawodnik będzie teraz piłkarzem Górnika Zabrze.

Kiepsko Wisła weszła w rundę wiosenną. Z twojej perspektywy – co jest tego powodem?
Ciężko znaleźć taką jednoznaczną odpowiedź. Na pewno byliśmy bardzo nieskuteczni, a nie strzelając goli, nie da się wygrywać. Mogliśmy zamknąć spotkanie z Lechem w pierwszej połowie, prowadzić dwiema lub trzema bramkami i to spotkanie potoczyłoby się inaczej. Tak samo teraz z Miedzią Legnica był bardzo podobny scenariusz – pierwsza połowa bardzo dobra w naszym wykonaniu, bardzo dużo sytuacji do strzelenia gola i udało nam się wcisnąć jedną bramkę. Z kolei druga połowa już dużo gorsza. Nie wiem, z czego to wynika, natomiast to jest piłka nożna – dwa stałe fragmenty i przegrywamy bardzo ważny mecz z Miedzią. Myślę, że każdy z chłopaków by powiedział to samo, co ja, że te trzy spotkania równie dobrze mogły się ułożyć zupełnie inaczej. Bo chociażby w pierwszej wiosennej kolejce z Lechią Gdańsk mogliśmy strzelić z karnego na 1:1 i kto wie, jak ten mecz by się potoczył. Można powiedzieć, że mieliśmy dużo nieszczęśliwych wypadków, a co za tym idzie – mniej szczęścia niż na jesień i tych punktów zaczęło brakować.
Przejdźmy do czegoś milszego. Po kilku latach w Płocku poczułeś się tutaj zadomowiony, związany z miastem?
Tak, jak najbardziej. Przychodziłem tu jako młody, dopiero zbierający doświadczenie zawodnik, który rozegrał półtora roku w Miedzi Legnica w seniorskiej piłce tak naprawdę. Teraz za mną kawał czasu – pięć i pół roku w Wiśle w ekstraklasie i gra w każdym sezonie po kilkadziesiąt meczów, tak że cieszy mnie to, że tyle tu przeżyłem, tyle zebrałem doświadczenia i jestem dużo dojrzalszym zawodnikiem, ale też uważam, że dużo lepszym niż w pierwszych latach. Bardzo spodobało mi się miasto, bo jest gdzie tutaj wyjść – Wzgórze Tumskie jest piękne. Z narzeczoną i z pieskiem uwielbiamy spacery po nim, tak że na pewno zadomowiłem się tutaj i czuję się jak u siebie w domu. Teraz jednak czas na nowy rozdział.
Długo czekałeś na swoją bramkę dla Wisły. Jakie to było uczucie strzelić wreszcie tego gola, notabene bardzo pięknego?
Huk podobno słyszeli na Wzgórzu Tumskim! Naprawdę można powiedzieć, że ulga ogromna dla mnie, bo troszeczkę mi to ciążyło, że przez bodajże osiemdziesiąt siedem kolejek nie potrafiłem umieścić piłki w siatce. Na pewno to szczególne uczucie, nie do zapomnienia. Jeszcze taki przepiękny gol – no nie mogłem sobie wymarzyć piękniejszej bramki. Chciałem, żeby była ona szybciej strzelona niż po tylu kolejkach, natomiast jeśli tak miało być, to widocznie nic nie dzieje się przez przypadek. Fajnie, że strzeliłem wtedy tę pierwszą bramkę, a co najważniejsze wygraliśmy ten mecz, bardzo ważny dla nas, w Krakowie z Wisłą. Więc ulga była niesamowita, ale i radość z trzech punktów oraz to, że mogłem drużynie wyraźnie pomóc je zainkasować.
A w tym sezonie nie ciąży ci, że jeszcze tej bramki na koncie nie masz?
Nie, mam na razie asysty i z tego się cieszę, bo mogłem pomóc drużynie. A bramka? Ona przyjdzie prędzej czy później, bo nie ma co ukrywać, że w tym sezonie nie zebrałem tyle minut, ile w poprzednich, a moja ambicja to granie zawsze od pierwszej do ostatniej minuty. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że rywalizacja w zespole jest duża i jest tu wielu jakościowych zawodników, natomiast jestem ambitnym piłkarzem i zawsze chcę grać, zbierać te minuty, więc zawsze daję z siebie wszystko na treningu. Fajnie, że teraz wyszedłem dwa razy w podstawowym składzie.
Czego ci życzyć na resztę tego sezonu?
Przede wszystkim zdrowia, bo w zeszłym roku w marcu nabawiłem się kontuzji, która wykluczyła mnie praktycznie do końca sezonu. Jak będzie zdrowie, to jestem przekonany, że będą minuty, że będzie regularna gra, bo po prostu jestem takim typem zawodnika, którego nie zadowala siedzenie na ławce. Tak że zdrowia oraz sukcesów indywidualnych i klubowych. Ale też przede wszystkim regularnej gry, bo tego brakowało mi troszkę w ostatnich miesiącach.
Chciałbym też podziękować w tym miejscu kibicom za doping i wsparcie w ciągu tych prawie sześciu lat. Zawsze dawałem z siebie sto procent na boisku dla klubu, ale też przede wszystkim dla kibiców. Już zawsze będę Nafciarzem i nie mówię do widzenia, tylko do zobaczenia!